Coś o mnie

Jestem kucharzem amatorem. Od dziecka lubiłem gotować i piec. Zostałem, można tak ująć, do tego przymuszony. Jako ten pierworodny, mnie przypadł ten zaszczyt opieki nad młodszym rodzeństwem pod nieobecność rodziców. Co oznaczało nie tylko odbiór z placówek szkolno-wychowawczych, ale również zaspokojenia potrzeb ciała i ducha ówczesnych maluchów.

Pierwsze moje danie, które wykonałem samodzielnie była, jak dobrze pamiętam, sałatka jabłkowa. Jabłka pokrojone w kostkę, polane śmietaną z cukrem. Oryginalne, nie? Od czegoś musiało się zacząć. To było w wieku 10 lat. Potem to już ambitniejsze potrawy były. Pierwsza zupa, pomidorowa. Pod okiem oczywiście mamy, bym całego domu z dymem nie puścił.

Pierwszy mój wypiek to była niespodzianka. Pamiętam to jak dziś. To była letnia niedziela. Rodzinka wybrała się na wycieczkę rowerową, a ja zostałem w domu, bo "mi się nie chciało". Prosty argument. Wpadłem na pomysł, żeby samemu, bez nadzoru dychającego w kask rodzica, przyrządzić danię-niespodziankę. Były to ciastka. Takie jak na filmach, gdzie mama dla dzieci piecze ciasteczka z czekoladą. Znalazłem przepis w książce kucharskiej. Robiłem dokładnie z recepturą, co do grama. I co? Gdy nałożyłem na blachę, to mi się rozpłynęły... Wiedziałem co należy wykonać. Podpatrywałem jak mama to robiła. "Gdy jest za rzadkie to dosypać mąki". Więc dosypałem. Mało. Dodałem więcej. Na oko. Dalej rzadkie. Jeszcze trochę. No! Udało się. Są zwarte jak na filmach. Wsadziłem do pieca. Ustaliłem budzik i czekałem.
W tym czasie przygotowałem stół, rozłożyłem talerze, szklanki, nalałem soku do dzbanka. Czekałem aż się upieką i podam wygłodniałej rodzinie. Dzyń! Nareszcie. Przestrzegając wszelkich przepisów BHP w pieczeniu, wyciągnąłem ciastka i nałożyłem na talerze. Wspaniale pachniały. Teraz tylko czekać, aż się zjawią w drzwiach. I zjawili się. Szkoda, że nie widzieliście miny rodziców. Szczęki zbierali z podłogi. Zasiedliśmy wszyscy do stołu. I gdy już mieliśmy skosztować tego specjału, upuściłem swoje ciastko na talerz, który z brzdękiem pękł na pół...

kadr z filmu Aniołki Charlie'go
Te ciastka przypominają mi Chińskie Babeczki Bojowe z "Aniołków Charliego". Nic tylko ściany burzyć przy użyciu moich ciastek... Mogłem się chociaż przysłużyć w dozbrojeniu Polskiej Armii. Wyobraźcie sobie... każdy żołnierz mający takie ciastko pod ręką i gdy nadchodzi taka potrzeba, rzuca w stronę wroga, który traci głowę do tego wypieku... dosłownie. Albo służące jako pocisk w czołgach, bądź opancerzenie w Rosomakach... Bezpieczeństwo murowane...

Takie właśnie były moje początki w gotowaniu i wypiekach. Teraz już trochę lepiej piekę zupy, gotuję naleśniki i smażę ciasta...

2 komentarze: